– Tygrysku, a co ty na to, gdybyśmy jutro wybrali się na grzyby? – zapytał nieoczekiwanie pewnego jesiennego dnia tata.
– Jak to na grzyby? – zdziwił się Tygrysek. – Przecież ja nie umiem zbierać grzybów. A poza tym to jest nudne.
– Jestem pewien, że ci się spodoba – odpowiedział z uśmiechem tatuś. – To trochę jak polowanie, tylko, że w tym przypadku nie cierpią żadne zwierzątka. Pokażę ci, jak to się robi. Poza tym zobaczysz, jak pięknie wygląda jesienny las. No i dotlenimy się zdrowym powietrzem.
Argumenty taty jakoś średnio przekonywały chłopca, jednak słowo ”polowanie” mocno utkwiło mu w głowie. Akurat ta perspektywa wydawała się dość kusząca. Wspólnie ustalili, że wyjadą z domu bardzo wcześnie rano, by być w lesie o wschodzie słońca. Jesienne poranki są chłodne, dlatego należało się grubo ubrać, no i koniecznie zabrać kalosze. Wieczorem wszystko było niby gotowe, jednak była rzecz, która nie dawała Tygryskowi spokoju. Miał poczucie, że o czymś zapomniał. Ale kompletnie nie mógł sobie przypomnieć co.
Za oknem było jeszcze ciemno, gdy tygryskowa rodzinka pakowała się do samochodu, by ruszyć na grzybową wycieczkę. Ujechali już spory kawał drogi, gdy nagle naszemu małemu bohaterowi przypomniało się to, o czym myślał cały wieczór.
– Ojej tatusiu, musimy zawrócić! Zapomniałem moich chrupek! – wykrzyknął z rozpaczą.
Tata tylko uśmiechnął się pod nosem.
– Nic się nie martw synku. Pamiętałem o nich. Zajrzyj do plecaka.
Istotnie, w przygotowanym specjalnie plecaku z termosem z gorącą herbatą spoczywała ogromna paczka chrupek kukurydzianych gold. Cała rodzina je uwielbiała, stąd na tak poważnej wyprawie nie mogło ich zabraknąć. Uspokojony Tygrysek rozsiadł się wygodnie w fotelu. Teraz miał poczucie, że wszystko jest tak, jak należy.
Jesienny las w pierwszych promieniach słońca prezentował się fantastycznie. Liście skrzyły się we wszystkich możliwych kolorach, a powietrze pachniało nieziemsko. Natura pokazywała swoje najpiękniejsze oblicze. Ochoczo ruszyli ścieżką dźwigając puste, póki co, koszyki, no i plecak z chrupkami.
Grzybobranie to takie zajęcie, które wymaga wiedzy i cierpliwości. Jednego i drugiego chłopcu wyraźnie brakowało. Na nic zdały się podpowiedzi i tłumaczenia taty. Mijała druga godzina, a Tygryskowi nic nie udawało się znaleźć. Tylko kilka pięknych, czerwonych muchomorów, której jednak, ku jego rozczarowaniu, nie były jadalne. Za to koszyk taty był już w połowie pełny. Z wnętrza śmiały się borowiki, podgrzybki i inne wspaniałe jadalne owoce lasu.
– Nie będę więcej zbierał! Dość tego! – powiedział w końcu obrażonym głosem Tygrysek.
– Mój kochany, spróbuj iść wolniej i patrzeć uważnie pod nogi – doradził tata. – Jestem pewien, że wkrótce upolujesz swojego pierwszego borowika. Chodź, spróbujemy chrupek. One zawsze ci pomagały w trudnych sytuacjach, więc może i teraz? – roześmiał się.
Może to dobre rady tatusia, a może smak ulubionych smakołyków sprawił, że niedługo potem pod nogami chłopca wyrósł piękny borowik.
– Mam! Hurra! – wykrzyknął rozradowany.
– Gratuluję – roześmiał się tata. – Szukaj braciszka.
– Jak to braciszka? Przecież ja nie mam brata.
– Oj, to taka przenośnia. Zazwyczaj obok dużego grzybka można znaleźć kilka mniejszych. Znaczy braciszków. Wystarczy się mocniej rozejrzeć – opowiadał tata.
Istotnie, po chwili uważnego poszukiwania Tygrysek natrafił na mnóstwo mniejszych borowików. Jego koszyk w mig stał się pełny i ciężki. Teraz mały grzybiarz poczuł prawdziwy zew myśliwego. Ochoczo ruszył przed siebie. Już nie miał kłopotów ze znajdowaniem kolejnych okazów. To była prawdziwa grzybowa uczta!
Po lesie mogliby chodzić jeszcze kilka godzin, ale zabrakło miejsca w koszykach. Pora była wracać. Pokrzepiwszy się herbatką z termosu i ostatnimi chrupkami, zadowoleni wyruszyli w podróż do domu.
– Znakomicie się spisałeś, mój mały – pochwalił syna tata. – Gdy byłem w twoim wieku dziadek też zabierał mnie na grzyby. A teraz jak widzę przejmujesz tę piękną pasję po mnie. Może kiedyś nauczysz grzybobrania swoje dzieci? – zadumał się.
– Może i tak – odpowiedział rezolutnie Tygrysek. – Ale jestem pewien, że ten zbiór nie byłby tak udany, gdyby nie chrupki.
– Kto wie, może masz rację… – odpowiedział tata i obaj roześmiali się w głos.
Autor: Dominik Szczap