Ferie to taki sympatyczny czas, w którym można zapomnieć o szkole czy przedszkolu i oddać tylko pożytecznym przyjemnościom. Na przykład nauczyć się tańczyć.
– Wiesz mamusiu, mam straszną tremę – zwierzył się Tygrysek, gdy pewnego zimowego dnia podjechali autem na parking budynku, na którym widniał wielki szyld z napisem ”Nauka tańca towarzyskiego”. Właśnie dziś miała odbyć się pierwsza lekcja kursu tańca, wygranego przez malucha w konkursie na najfajniejsze przebranie w niedawnym balu karnawałowym.
– Mój kochany, przecież wiem, że świetnie sobie poradzisz – odpowiedziała z uśmiechem mamusia. – Wszystko będzie dobrze. Jestem pewna, że zostaniesz prawdziwym mistrzem.
W dużej sali, wypełnionej lustrami na ścianach czekała już duża grupa dzieci, równie niepewnych i zaciekawionych, co Tygrysek.
– Moi drodzy, rozpoczynamy – oświadczył uroczyście pan instruktor, klaskając w ręce. – Na początek kilka słów wstępu. Jak pewnie wiecie, taniec od zawsze jest nieodłączną formą kultury ludzi na całym świecie. Na przestrzeni wieków powstało wiele rodzajów tańca towarzyskiego. Mamy więc tango, fokstrota, czaczę, salsę i mnóstwo innych. Ale my zaczniemy od jednego z najprostszych: jest nim walc, który również ma wiele odmian. Liczy się do trzech, a wygląda to tak… – i tu pokazał kroki, jakie należy wykonywać w rytm muzyki.
Dzieci dobrano w pary. Tygryskowi przedstawiono dziewczynkę z długimi blond warkoczami. Miała na imię Gabrysia i wyglądała na tak samo niepewną, jak nasz mały bohater. Włączono muzykę. Pary powoli, z pomocą pana instruktora, ruszyły do tańca. Chłopiec prawą ręką delikatnie objął Gabi, a lewą uchwycił dłoń partnerki. Zamknął oczy i wykonał pierwszy krok…
– Raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy. O nie tak, mój Tygrysku, wyprostuj się! – zawołał śmiejąc się instruktor.
Maluchowi wyraźnie nie szło. Co chwila potykał się, mylił kroki, a nawet momentami deptał biedną Gabrysię po stopach. Oczywiście za każdym razem przepraszał, ale swoją nieporadnością czuł się zdruzgotany i zawstydzony. Miało być tak łatwo… Pragnął, żeby ta lekcja skończyła się jak najprędzej.
Wróciwszy do domu rozpłakał się.
– Nigdy nie nauczę się tańczyć! – wykrzyczał głosem pełnym złości i żalu.
– Ależ Tygrysku, przecież to dopiero pierwsza lekcja – objęła syna mama. – Taniec towarzyski to coś zupełnie innego, niż nasze radosne podrygi przed telewizorem. Wszystko wymaga czasu i cierpliwości. Pamiętasz jak uczyłeś się gry na gitarze? Też na początku narzekałeś, a teraz grasz świetnie.
Następnego dnia pojechali na drugą lekcję. Tygrysek był przerażony, ale postanowił nie poddawać się. W szatni niespodziewanie zagadnęła go Gabrysia.
– Mam dla ciebie niespodziankę – rzekła tajemniczo wyciągając z plecaka paczuszkę pałeczek kukurydzianych z nadzieniem mango. – To moje ulubione. Zawsze pomagają mi, gdy mam jakiś kłopot. Spróbuj, myślę, że pójdzie nam lepiej, niż wczoraj.
Zaskoczony Tygrysek schrupał niemal wszystkie pałeczki. Były pyszne i natychmiast dodały mu otuchy. Pokrzepiony wziął partnerkę za rękę i razem powędrowali do sali z lustrami. Włączono muzykę. Tym razem na początku dał się prowadzić Gabi, jednak po dłuższej chwili złapał właściwy rytm.
– Raz-dwa-trzy, raz-dwa-trzy! Gabrysia, Tygrysek, super wam idzie! – pochwalił głośno pan instruktor.
Rzeczywiście, szło im coraz lepiej. Kroki przestały się mylić, a ruchy stawały coraz bardziej dostojne i płynne, jak na prawdziwego walca przystało. Wyraźnie wyróżniali się wśród innych par. W pewnym momencie wszyscy na sali zatrzymali się i gromkimi oklaskami nagrodzili najlepszych tancerzy. Szczęśliwi Gabrysia i Tygrysek z gracją, głęboko, niemal do samej ziemi, ukłonili się oklaskującym.
– Bardzo ci dziękuję, Gabrysiu – powiedział chłopiec po skończonej lekcji. – Już wiem, że do wszystkiego trzeba cierpliwości i odpowiedniej partnerki.
– No i paczki pałeczek kukurydzianych – roześmiała się głośno jego blondwłosa partnerka. – Jutro mamy podobno próbować tanga argentyńskiego. To taniec znacznie trudniejszy, niż walc. Ale wiesz co? Przyniosę dwie paczuszki chrupek i jestem pewna, że też nam się uda!
autor: Dominik Szczap