”Zima to wspaniały czas dla dzieci. Można lepić bałwana, urządzić bitwę na śnieżki, można też jeździć na nartach i saneczkach. A gdy w pobliżu nie ma górki, zawsze znajdzie się trochę zamarzniętej wody, by pojeździć na łyżwach…” – pisał Tygrysek w swoim ostatnim wypracowaniu przed feriami. Bardzo się śpieszył, ponieważ był umówiony z kolegami na spotkanie. A pogoda za oknem była przecudna: napadało mnóstwo śniegu, który skrzył się w promieniach słońca i zachęcał do zabawy.
– Tygryskuuuu, chodź do nas! – usłyszał krzyk kolegów za oknem.
– Już idę! – odkrzyknął maluch przerywając pisanie wypracowania. Natychmiast zaczął się szykować do wyjścia.
– Tylko bądźcie rozsądni. Nie wchodźcie na lód – przestrzegał dziadziuś wnuka.
Tygrysek już nie odpowiedział, tylko włożył kurtkę, czapkę, w biegu złapał ciepły szalik i wybiegł z domu.
Na podwórku czekała grupka kolegów z klasy. Szybko ustalili, że pójdą na pobliski staw, który na pewno zdążył już porządnie zamarznąć. Tam będzie można zjeżdżać saneczkami z wysokiego brzegu prosto na lód. A jak się znudzi, to poślizgają się, albo pograją w hokeja. Pomysł wydawał się znakomity. Wyruszyli natychmiast. Tygrysek ani przez moment nie pomyślał o tym, co powiedział mu dziadziuś przed wyjściem.
Nad stawem nie było innych dzieci i cała grupa cieszyła się, że odkryła tak doskonałe miejsce do zabawy. Zaczęli zjeżdżać na saneczkach wprost na zamarzniętą taflę. Było mnóstwo śmiechu i radości. I nagle… lód niebezpiecznie zaczął trzeszczeć.
– Ojej, a co to? – zdziwił się Tygrysek, który akurat szykował się do kolejnego zjazdu. Czekając na swoją kolejkę umilał czas zajadając ulubione chrupki kukurydziane. Zmarznięte, o smaku czekoladowym, rozpływały się w ustach i dawały prawdziwą moc. W pewnym momencie zobaczył, że pod saneczkami jednego z kolegów, który akurat zdążył zjechać, załamuje się lód! To było bardzo niebezpieczne!
– Hej, nie zjeżdżajcie już. Lód pęka! – krzyknął ostrzegawczo. Kolega, który był już na stawie, zamarł z przerażenia.
– Nie ruszaj się! Zaraz wezwę pomoc! – krzyknął Tygrysek. Wiedział co ma robić. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer 112. Przypomniał sobie, że to specjalny numer alarmowy. Tak uczyła go pani w szkole, no i tak też mówił tata.
– Halo, dzień dobry, mówi Tygrysek. Jesteśmy z kolegami nad stawem. Pod moim kolegą załamał się lód. Proszę szybko przyjechać! – poprosił drżącym głosem do słuchawki.
– Wyruszamy natychmiast – odpowiedział poważny, nieznany głos.
Chwilę potem na sygnale przyjechała straż pożarna. W tym czasie kolega, pod którym załamał się lód, zdołał utrzymywać się na powierzchni. Na szczęście staw był bardzo płytki. Panowie strażacy sprawnie zabrali go na brzeg i otulili kocami. Nic złego się nie stało, był tylko mokry. Akcja ratownicza zakończyła się.
– Który z was telefonował na numer 112 ? – zapytał stanowczym głosem jeden z panów strażaków.
– To ja – powiedział cichutko, niepewnym głosem Tygrysek. Teraz spodziewał się porządnej bury od strażaków, no i w domu – przypomniał sobie właśnie przestrogę dziadziusia, którą zlekceważył.
– Jesteś prawdziwym bohaterem, Tygrysku – nieoczekiwanie pochwalił malucha strażak. – Uratowałeś kolegę, bo wiedziałeś dokąd należy zadzwonić po pomoc. Zachowałeś się bardzo dzielnie, chociaż wszyscy – tutaj zwrócił się do grupki skruszonych chłopców, którzy stali ze spuszczonymi głowami – jesteście nieodpowiedzialni. Nie wolno wchodzić na lód, jeśli nie ma pewności, że jest odpowiednio gruby, a w pobliżu nie ma dorosłych.
Wieść o zachowaniu Tygryska szybko dotarła do szkoły. Następnego dnia pan dyrektor na specjalnym apelu, pochwalił małego bohatera, choć też zganił chłopców za niemądry i niebezpieczny pomysł zabawy. Wszyscy obiecali, że taka sytuacja już nigdy się nie powtórzy.
Po powrocie do domu Tygrysek przypomniał sobie o wypracowaniu. Już wiedział jak należy je zakończyć: ”…zawsze znajdzie się trochę zamarzniętej wody, by pojeździć na łyżwach. Najważniejsze, żeby jeździć bezpiecznie. I nigdy, przenigdy nie wchodzić na lód bez opieki dorosłych.”
Autor: Dominik Szczap