Jesień u Tygryska

Od kilku dni Tygrysek był przeziębiony. Kichał, prychał i mocno pociągał noskiem. Mimo, że za oknem przyświecało piękne, jesienne słoneczko, on zamiast chodzić do szkoły musiał pozostać w łóżeczku.

– Mój biedny mały Tygrysek – żałował chorego dziadziuś, który akurat odwiedził tygryskowy dom. – gdy robi się chłodno należy nosić czapkę i nosić się ciepło, bo łatwo o choroby – podpowiadał.

Niestety, Tygrysek nic nie robił sobie wcześniej z próśb mamusi, by ubierać się ciepło. Wszak jesień to już absolutnie nie jest czas, by chodzić bez kurtki. Cała rodzina, mocno zmartwiona stanem zdrowia malucha, poprosiła o pomoc doktora Ambrożego. Pan doktor przyjechał natychmiast. Uważnie przebadał chorego, obejrzał jego język, zerknął do gardła, a w końcu orzekł, że Tygrysek szybko powróci do zdrowia, jeśli będzie pił specjalny syropek, ale przede wszystkim jadł dużo warzyw i owoców.

– One mają dużo witamin – mówił z powagą pan Ambroży. – Potrzebujesz ich, by dojść do siebie, ale są potrzebne również na co dzień, bo dają siłę i odporność.

– Ale ja nie chcę warzyw! – buntował się mały. Już wcześniej mamusia podsuwała mu dorodne, surowe marchewki, smakowitego, gotowanego kalafiora czy kiszone ogórki. Tygrysek na wszystko wykręcał noskiem, mówiąc, że nie będzie ich jadł, bo nie lubi (oczywiście nie trzeba dodawać, że najbardziej lubił słodycze, którą mógł jadać bez przerwy, choć te, jak wiadomo, niekoniecznie są zdrowe). Tym razem było jednak trochę inaczej, bo kompletnie stracił apetyt. Rodzice i dziadziuś byli tym faktem bardzo zmartwieni. No bo co zrobić z takim uparciuchem? Jak go przekonać, by zaczął próbować naturalnych witamin?

Nadeszła noc. Zmęczony nieustającym katarem Tygrysek zasnął. We śnie ukazała mu się okazała dynia, z wielkimi oczami, jak na niedawny Helloween, i głośno śmiała się z chorego. – Hej mały, ha, ha, ha – rechotała. – Nie chciałeś nosić czapki, nie chcesz jeść warzywek. Baaardzo nieładnie. Należy słuchać rodziców, bo oni są twoimi najlepszymi przyjaciółmi i chcą dla ciebie jak najlepiej. Jak nie będziesz słuchać, to będą ci się przytrafiać różne ambarasy. Ha, ha, ha.

Tygrysek przestraszył się nie na żarty. Obiecał dyni, że zawsze będzie słuchał starszych, no i już nie grymasił podczas posiłków.

Następnego ranka mamusia przyniosła synowi do śniadania paczuszki deserowych chrupek kukurydzianych, jakie kupiła w pobliskim sklepie. W trzech smakach: czekoladowym, toffi i truskawkowym. Akurat za chrupkami Tygrysek przepadał, o czym doskonale wiedziała. I tym razem miała pewien chytry plan:

– To są lepsze chrupki od tych, których dotąd próbowałeś – powiedziała. – Te mają w sobie tylko naturalne smaki i barwniki z owoców i warzyw, no i żadnych chemicznych dodatków. Dlatego są pyszne i bardzo zdrowe. Na pewno będą ci smakowały. Mój kochany, jesz warzywka i owoce, choć sam o tym nie wiesz – uśmiechnęła się.

Tygryskowi przypomniał się ostatni sen. Przecież obiecał dyni, że już zawsze będzie słuchał rodziców. Postanowił więc spróbować przekąsek. Niechętnie wziął jednego do buzi… potem drugiego… Faktycznie były wyśmienite. Dosłownie rozpływały się w ustach. Zaczął się zastanawiać: jeśli w jego ulubionych chrupkach były warzywa i owoce, to może jednak warto byłoby ich spróbować? Może dzięki temu szybciej skończyłby się ten paskudny katar?

– Mamusiu, a może zjadłbym marchewkę? – zaproponował niepewnie. Po chwili na talerzyku wylądowały dwie czerwone, dorodne marchwie. Tygrysek zaczął ich próbować. Okazało się nagle, że wcale nie były takie złe w smaku! No i chrupały całkiem podobnie jak jego przekąski kukurydziane.

Minęło kilka dni. Po przeziebieniu nie zostało ani śladu. Zgodnie z życzeniem rodziny, ale też pamiętając o rechoczącej dyni, Tygrysek codziennie starał się próbować coraz to innych warzywek. Z czasem zaczęły mu tak smakować, że już nie wyobrażał sobie śniadania czy kolacji bez pomidorka, ogórka, czy papryki. No, a przede wszystkim zawsze już ubierał się ciepło i nosił czapkę.

– Wiesz mamusiu – powiedział którego razu – to było bardzo niemądre, że was nie słuchałem. Ale też nigdy nie pomyślałbym, że dzięki dyni zacznę jeść zdrowo.

– No i chyba dzięki chrupkom też – odpowiedziała mama przytulając syna.

Autor: Dominik Szczap

Opublikowano
Umieszczono w kategoriach: Bajki